Zaśpiewała bym wam piosenkę, ale tego nie zrobię, bo: fałszuję, nie wiem co zaśpiewać, a pozatym i tak byście mnie nie usłyszeli więc pozostanę przy pisaniu notki...
Byłam dziś na zakupach w Kielcach, choć zakupami do końca nazwać tego nie można...z założenia miały to być zakupy, ale nie moja wina że jestem wybredna(no dobra moja wina! ) i nic sobie nie kupiłam mimo iż chodziłam jakieś 5 godzin po sklepach...teraz jedyne co odczuwam to ból , ale dokładnie nie mogę go zlokalizować, bo z sekundy na sekundę opanowuje inną część ciała , ale w przeważającej mierze okupuje moje nogi...
Lato poszło w pizdu!!!!czy wróci?? I hope so!!bo inaczej wakacje stracą miano wakacji.
Mimo iż pogoda płata nam figle staram się nie wpadać w frustrację i trzymam nerwy na wodzy...kiedyś tam, ale niestety nie jestem w stanie sobie przypomnieć kiedy ( skleroza nie boli ) usłyszałam w radio(dokładniej w Trójce ) jak poprawić sobie humor na zbijaniu majątku, jest to łatwiejsze niż mogłoby sie zdawać!! poprostu bierzemy wypłatę(jak nie posiadamy własnej to pożyczamy od rodziców, dzadków, sąsiadów czy kogo tam jeszcze mamy) wyciągamy wszelkie kosztowności znajdujące się w naszym domu, rozkładamy to wszystko na kanapie, pożyczamy gruby skórzany pasek od taty bądź brata i z całej siły uderzamy tym paskiem w to wszystko co uprzednio załadowaliśmy na sofę..a masz!...w taki to oto łatwy(wręcz banalny ) sposób zbiliśmy majątek..powodzenia ;-)